sobota, 22 kwietnia 2017

A w wakacje wybierzcie się do Świnoujścia do Fortu Zachodniego.

Czas płynie tak szybko,że dopiero teraz znalazłem chwilkę by opowiedzieć o mojej wakacyjnej wyprawie do Fortu Zachodniego w Świnoujściu. Moja żona twierdzi,że to nie czas płynie szybko tylko lenistwo bywa zgubne=)) 
W każdym razie w poprzednie wakacje odwiedziłem Fort Zachodni w Świnoujściu bo bliska mi jest tematyka żołnierskiego losu.
W XIX wieku w okresie wojen między Dania a Prusami zbudowano w Świnoujściu twierdze składającą się z czterech fotów: Fortu Anioła , Fortu Gerharda, Fort Zachodni i Fort II w Warszowie
zniszczony w latach 70-tych XX wieku. Kilka lat temu podczas pierwszego pobytu w Świnoujściu zwiedziłem Fort Gerharda a w ubiegłe wakacje tym razem już z aparatem fotograficznym wybrałem się do Fortu Zachodniego. Fort Anioła jeszcze przede mną=)
By dotrzeć na miejsce trzeba przejść od przystanku spory kawałek drogi pieszo po drodze mijamy Fort Anioła .
Obowiązują bilety wstępu dorośli 10 złotych ,emeryci 8 złotych a dzieci 6 te poniżej 7 roku życia wstęp darmowy.
Sam Fort Zachodni wybudowano w latach 1856-1861 i miał za zadnie obronę portu przed atakami wrogich okrętów. Wybudowano go na planie kwadratu a w 1863 roku mury wzmocniono murowanymi skrzydłami, otoczono fosa i walem ziemnym. Od 1878 roku była to już ufortyfikowana bateria nadbrzeżna z tarasem artyleryjskim i podziemnymi kazamatami.





Aż do początku XX wieku fort obsadzony był przez piechurów i artylerzystów (ok. 300 ludzi).

Fort w XX wieku „uzbrojono” w karabiny maszynowe i moździerze. Po I wojnie światowej fort rozbrojono a w latach międzywojennych zainstalowano tutaj baterię 4 dział nadbrzeżnych kalibru 150 mm. Od !945 roku aż do 1962 w Forcie
Zachodnim stacjonowali żołnierze Armii Czerwonej w !962 roku fort przekazano miastu.











Obecnie mieści się tu muzeum .

























środa, 12 października 2016

Łódź podwodna i gulasz piwny ...coś dla ducha coś dla ciała=)

Właśnie zajadam własnoręcznie jeśli tak można powiedzieć ugotowany gulasz i przeglądam fotografie z wakacji. Oczywiście są to fotografie związane z militarna strona życia.
Ciekawe o czym marzyli marynarze którym przyszło pełnić służbę na radzieckiej łodzi podwodnej U461 klasy Julie, może o ukochanej , może o rodzinie a może o dobrym jedzeniu ..nie wiem .Ja będąc w wojsku choć zapewne patrząc na mnie trudno w to uwierzyć marzyłem o prawie wyłącznie dobrym domowym jedzonku=))



W Peenemünde leżącym jakieś 40 km. od granicy polsko - niemieckiej można zwiedzić taką właśnie łódź podwodną i na własnej skórze poczuć jak to jest być podwodniakiem.
Jedną z największych perełek Peenemünde jest poradziecka łódź podwodna klasy U-461 "Juliett" . Została zbudowana w 1965 roku , była „nosicielem” rakiet przeciwokrętowych . Wyposażono ją w cztery silosy na rakiety typu P-5 i P-6 .









 Odgłosy rozmów, ryku syreny alarmowej , zapalające się światła sygnalizacyjne , konieczność przeciskania się przez wąskie włazy wszystko wokół nas sprawia ,ze na chwilę przenosimy się myślami w przeszłość .
Taka sama łódź podwodna Julie zagrała(2002) w filmie K-19 z Harrisonem Fordem w roli głównej.


Wracając jednak do jedzenia polecam na męskie i nie tylko męskie wieczory gulasz piwny co prawda nie radziecki ale czeski .
Składniki
05 kg mięsa wieprzowego
3 łyżki oleju słonecznikowego
3 średnie cebule
1 łyżka czerwonej papryki
butelka piwa jasnego
1 kromka chleba razowego
1 łyżeczka kminku
sól, pieprz
Posiekana cebulę podsmażyć na oleju a następnie dodać pokrojone w kostkę mięso i smażyć około 10 minut. Dodać kminek wlać polowe piwa , gotować około 45 minut Dodać chleb wlać resztę piwa i gotować jeszcze jakieś 15 minut , dodać przyprawy.
Przepis znalazłem w folderze wydanym z okazji I Szczecińskich Festiwal Piwa. Wypróbowałem i powiem szczerze dobry nawet bardzo dobry.
Impreza I Szczeciński Festiwal Piwa bardzo udana moim skromnym zadnie i mam nadzieje ,że będą następne.
Tak więc zapraszam na wycieczkę po łodzi podwodnej być może przy talerzu pysznego gulaszu=)

czwartek, 2 czerwca 2016

O ukrytych skarbach i jedzonku=))

Zrobiło się naprawdę wakacyjnie więc lektury muszą być odrobinkę „wakacyjne „ choć ciągle „w mundurze”. A cóż jest lepszego niż poszukiwanie skarbów lub choćby czytanie o skarbach i ich poszukiwaczach. Ileż emocji wzbudziło poszukiwanie złotego pociągu podobno ukrytego w okolicach Wałbrzycha . Dla spragnionych opowieści o skarbach ukrytych przez nazistów polecam książkę Włodzimierza Antkowiaka „ Złoty pociąg i tajemnice skarbów Polski” wydana przez wydawnictwo Belona z Warszawy w 2015 roku. Cena 14,99 zł.
Oprócz opowieści o złotym pociągu z Wałbrzycha można dowiedzieć się o wielu innych „skarbach” choćby o Dzwonach zakopanych przez Bojków w miejscowości Lutowiska w Bieszczadach. Dzwony zakopywane były kilkakrotnie w 1939 roku tuz przed wejściem Armii Czerwonej w obawie przed ich zniszczeniem. Po wkroczeniu w 1941roku armii niemieckiej dzwony odkopano i wróciły na swoje miejsce. Jednak okazało się ,że grozi im przetopienie na cele zbrojeniowe . Dzwony przetrwały wojnę ale w 1951 roku wieś wysiedlono nad dolny Dniepr w związku z zmianą granic( tzw. równanie granicy). Mieszkańcy postanowili ,że ich „prawosławnych” dzwonów Mykoły i Iwana nie zostawia katolikom . Postanowili w nocy z 3 na 4 sierpnia 1951 roku zakopać ponownie cerkiewne dzwony. Poszukiwania zakopanych dzwonów rozpoczęto jeszcze w latach pięćdziesiątych XX wieku. Dopiero w czerwcu 1999 roku udało się odnaleźć dzwony z Lutowisk . Nie żył już żaden z sześciu mężczyzn , którzy brali udział w ich ukryciu w sierpniowa noc 1951 roku ale ostatni uczestnik tej „ operacji” tuż przed śmiercią przekazał informacje o miejscu gdzie zakopano owe dzwony swojemu synowi. Dzwony odkopano i zgodnie z umowa miały być przekazane na Ukrainę w zamian za polskie zabytki znalezione na terenie Ukrainy. Niestety do wymiany nie doszło , dzwony nadal są w Polsce.
Nie samymi opowieściami człowiek żyje więc po lekturze czas na wakacyjne jedzonko czyli makaron z owocami morza, brokułami i oczywiście sosem.


Fot . Emilia D.

fot. Emilia D.

fot. Emilia D.
Sos :
Cebulkę dymkę, słodką paprykę i seler naciowy pokrojone na drobna kostkę zeszklić na maśle.
Dolać 250 gram śmietany 18% następnie dodać ser pleśniowy np. Blue. Sos doprowadzić do wrzenia doprawić sola pieprzem i ostra papryka według uznania.
Owoce morza podsmażyć na odrobinie masła i oleju )ja dodaje olej z papryczka chili).
Brokuły z blanszować. Ugotować makaron najlepiej rurki po ugotowaniu i odcedzeniu makaron wrzucić do sosu. Na talerzu ułożyć brokuły i owoce morza dodać makaron z sosem. Owoce morza nie mieszam z sosem bo nie wszyscy członkowie mojej familii je lubią=)
Życzę dobrej zabawy przy czytaniu książki i dobrej zabawy w kuchni=)




Dziękuje za współpracę przy pisaniu i fotografowaniu no i jedzeniu moim dziewczyna żonie i córce =)

czwartek, 12 maja 2016

Jak to jest przypomnieć sobie służbę na kuchni=))


Kiedy byłem w wojsku to pamiętam co pewien czas na każdą kompanie przypadały tzw. służby dyżurne a wśród nich „służba na kuchni”. Jako młody żołnierz nie przepadałem za nią. Młode wojsko zawsze ma przechlapane ale już w drugim roku służby doceniłem korzyści z tego płynące czyli pełen brzuch=))
Nawet nie myślałem ,że po latach gotowanie stanie się moją nową pasją no może jeszcze nie jestem mistrzem patelni ale wszystko przede mną. Moim bliskim bardzo przypadła do gustu moja nowa pasja. Kupują mi na prawie każdą okazję dwie książki jedną o historii drugiej wojny światowej a drugą o gotowaniu. Mam całkiem sporą biblioteczkę. Dziś opowiem o „Pomorskiej książce kucharskiej” autorstwa Grażyny Zareby-Szuba. Książka to zbiór starych przepisów kucharskich z Pomorza . Można tu znaleźć stare przepisy na prawie zapomniane dziś potrawy np. na faszerowane ogórki,ciasteczka ze skwarkami , kaczkę duszona na brązowo z sosem kasztanowym, masło rakowe czy szarlotkę na czarnym chlebie.

Przepisy przetłumaczyła z j. niemieckiego Dagmara Baumert
W książce wykorzystano archiwalne fotografie pochodzące z książki „Bilder aus Pommern” z 1926roku.
Przepisy zaczerpnięto między innymi z oryginalnych książek kucharskich znajdujących się w zbiorach muzeum w Stargardzie.
Wyczytałem ,że za czasów Fryderyka II kiedy osuszono bagna menu mieszkańców okolic Szczecina uległo zmianie  . Zamiast ryb zaczęto spożywać więcej produktów zbożowych i dziczyzny. Może to dziś wydawać się dziwne ale nie gardzono potrawami z wron, łabędzi czy orłów. Bociana nie jedzono bo zabicie bociana przynosi pecha tak przynajmniej sądzono .W książce jest wiele ciekawostek nie tylko kulinarnych.
Książka jest w twardej oprawie . Staroświecki charakter „przepiśnika” podkreśla beżowo- kremowa kolorystyka. Na końcu książki jest miejsce na notatki własne .
Korzystając z sezonu na szparagi postanowiłem wypróbować przepis z książki na „Szparagi w sosie jajecznym”. Co do szparagów może ciut za miękkie wyszły ale zjadliwe=)) Zresztą moja córka właśnie podesłała mi materiały jak zrobić to właściwie , pewnie jak przyjedzie do domu podszkoli mnie w gotowaniu szparagów. Gotowałem je po raz pierwszy w życiu ale nie ostatni. 









Za to sos wyszedł mi znakomity, niewiele składników, dość szybkie wykonanie . Od siebie dodałem odrobinkę ostrej papryczki  .