środa, 12 października 2016

Łódź podwodna i gulasz piwny ...coś dla ducha coś dla ciała=)

Właśnie zajadam własnoręcznie jeśli tak można powiedzieć ugotowany gulasz i przeglądam fotografie z wakacji. Oczywiście są to fotografie związane z militarna strona życia.
Ciekawe o czym marzyli marynarze którym przyszło pełnić służbę na radzieckiej łodzi podwodnej U461 klasy Julie, może o ukochanej , może o rodzinie a może o dobrym jedzeniu ..nie wiem .Ja będąc w wojsku choć zapewne patrząc na mnie trudno w to uwierzyć marzyłem o prawie wyłącznie dobrym domowym jedzonku=))



W Peenemünde leżącym jakieś 40 km. od granicy polsko - niemieckiej można zwiedzić taką właśnie łódź podwodną i na własnej skórze poczuć jak to jest być podwodniakiem.
Jedną z największych perełek Peenemünde jest poradziecka łódź podwodna klasy U-461 "Juliett" . Została zbudowana w 1965 roku , była „nosicielem” rakiet przeciwokrętowych . Wyposażono ją w cztery silosy na rakiety typu P-5 i P-6 .









 Odgłosy rozmów, ryku syreny alarmowej , zapalające się światła sygnalizacyjne , konieczność przeciskania się przez wąskie włazy wszystko wokół nas sprawia ,ze na chwilę przenosimy się myślami w przeszłość .
Taka sama łódź podwodna Julie zagrała(2002) w filmie K-19 z Harrisonem Fordem w roli głównej.


Wracając jednak do jedzenia polecam na męskie i nie tylko męskie wieczory gulasz piwny co prawda nie radziecki ale czeski .
Składniki
05 kg mięsa wieprzowego
3 łyżki oleju słonecznikowego
3 średnie cebule
1 łyżka czerwonej papryki
butelka piwa jasnego
1 kromka chleba razowego
1 łyżeczka kminku
sól, pieprz
Posiekana cebulę podsmażyć na oleju a następnie dodać pokrojone w kostkę mięso i smażyć około 10 minut. Dodać kminek wlać polowe piwa , gotować około 45 minut Dodać chleb wlać resztę piwa i gotować jeszcze jakieś 15 minut , dodać przyprawy.
Przepis znalazłem w folderze wydanym z okazji I Szczecińskich Festiwal Piwa. Wypróbowałem i powiem szczerze dobry nawet bardzo dobry.
Impreza I Szczeciński Festiwal Piwa bardzo udana moim skromnym zadnie i mam nadzieje ,że będą następne.
Tak więc zapraszam na wycieczkę po łodzi podwodnej być może przy talerzu pysznego gulaszu=)

czwartek, 2 czerwca 2016

O ukrytych skarbach i jedzonku=))

Zrobiło się naprawdę wakacyjnie więc lektury muszą być odrobinkę „wakacyjne „ choć ciągle „w mundurze”. A cóż jest lepszego niż poszukiwanie skarbów lub choćby czytanie o skarbach i ich poszukiwaczach. Ileż emocji wzbudziło poszukiwanie złotego pociągu podobno ukrytego w okolicach Wałbrzycha . Dla spragnionych opowieści o skarbach ukrytych przez nazistów polecam książkę Włodzimierza Antkowiaka „ Złoty pociąg i tajemnice skarbów Polski” wydana przez wydawnictwo Belona z Warszawy w 2015 roku. Cena 14,99 zł.
Oprócz opowieści o złotym pociągu z Wałbrzycha można dowiedzieć się o wielu innych „skarbach” choćby o Dzwonach zakopanych przez Bojków w miejscowości Lutowiska w Bieszczadach. Dzwony zakopywane były kilkakrotnie w 1939 roku tuz przed wejściem Armii Czerwonej w obawie przed ich zniszczeniem. Po wkroczeniu w 1941roku armii niemieckiej dzwony odkopano i wróciły na swoje miejsce. Jednak okazało się ,że grozi im przetopienie na cele zbrojeniowe . Dzwony przetrwały wojnę ale w 1951 roku wieś wysiedlono nad dolny Dniepr w związku z zmianą granic( tzw. równanie granicy). Mieszkańcy postanowili ,że ich „prawosławnych” dzwonów Mykoły i Iwana nie zostawia katolikom . Postanowili w nocy z 3 na 4 sierpnia 1951 roku zakopać ponownie cerkiewne dzwony. Poszukiwania zakopanych dzwonów rozpoczęto jeszcze w latach pięćdziesiątych XX wieku. Dopiero w czerwcu 1999 roku udało się odnaleźć dzwony z Lutowisk . Nie żył już żaden z sześciu mężczyzn , którzy brali udział w ich ukryciu w sierpniowa noc 1951 roku ale ostatni uczestnik tej „ operacji” tuż przed śmiercią przekazał informacje o miejscu gdzie zakopano owe dzwony swojemu synowi. Dzwony odkopano i zgodnie z umowa miały być przekazane na Ukrainę w zamian za polskie zabytki znalezione na terenie Ukrainy. Niestety do wymiany nie doszło , dzwony nadal są w Polsce.
Nie samymi opowieściami człowiek żyje więc po lekturze czas na wakacyjne jedzonko czyli makaron z owocami morza, brokułami i oczywiście sosem.


Fot . Emilia D.

fot. Emilia D.

fot. Emilia D.
Sos :
Cebulkę dymkę, słodką paprykę i seler naciowy pokrojone na drobna kostkę zeszklić na maśle.
Dolać 250 gram śmietany 18% następnie dodać ser pleśniowy np. Blue. Sos doprowadzić do wrzenia doprawić sola pieprzem i ostra papryka według uznania.
Owoce morza podsmażyć na odrobinie masła i oleju )ja dodaje olej z papryczka chili).
Brokuły z blanszować. Ugotować makaron najlepiej rurki po ugotowaniu i odcedzeniu makaron wrzucić do sosu. Na talerzu ułożyć brokuły i owoce morza dodać makaron z sosem. Owoce morza nie mieszam z sosem bo nie wszyscy członkowie mojej familii je lubią=)
Życzę dobrej zabawy przy czytaniu książki i dobrej zabawy w kuchni=)




Dziękuje za współpracę przy pisaniu i fotografowaniu no i jedzeniu moim dziewczyna żonie i córce =)

czwartek, 12 maja 2016

Jak to jest przypomnieć sobie służbę na kuchni=))


Kiedy byłem w wojsku to pamiętam co pewien czas na każdą kompanie przypadały tzw. służby dyżurne a wśród nich „służba na kuchni”. Jako młody żołnierz nie przepadałem za nią. Młode wojsko zawsze ma przechlapane ale już w drugim roku służby doceniłem korzyści z tego płynące czyli pełen brzuch=))
Nawet nie myślałem ,że po latach gotowanie stanie się moją nową pasją no może jeszcze nie jestem mistrzem patelni ale wszystko przede mną. Moim bliskim bardzo przypadła do gustu moja nowa pasja. Kupują mi na prawie każdą okazję dwie książki jedną o historii drugiej wojny światowej a drugą o gotowaniu. Mam całkiem sporą biblioteczkę. Dziś opowiem o „Pomorskiej książce kucharskiej” autorstwa Grażyny Zareby-Szuba. Książka to zbiór starych przepisów kucharskich z Pomorza . Można tu znaleźć stare przepisy na prawie zapomniane dziś potrawy np. na faszerowane ogórki,ciasteczka ze skwarkami , kaczkę duszona na brązowo z sosem kasztanowym, masło rakowe czy szarlotkę na czarnym chlebie.

Przepisy przetłumaczyła z j. niemieckiego Dagmara Baumert
W książce wykorzystano archiwalne fotografie pochodzące z książki „Bilder aus Pommern” z 1926roku.
Przepisy zaczerpnięto między innymi z oryginalnych książek kucharskich znajdujących się w zbiorach muzeum w Stargardzie.
Wyczytałem ,że za czasów Fryderyka II kiedy osuszono bagna menu mieszkańców okolic Szczecina uległo zmianie  . Zamiast ryb zaczęto spożywać więcej produktów zbożowych i dziczyzny. Może to dziś wydawać się dziwne ale nie gardzono potrawami z wron, łabędzi czy orłów. Bociana nie jedzono bo zabicie bociana przynosi pecha tak przynajmniej sądzono .W książce jest wiele ciekawostek nie tylko kulinarnych.
Książka jest w twardej oprawie . Staroświecki charakter „przepiśnika” podkreśla beżowo- kremowa kolorystyka. Na końcu książki jest miejsce na notatki własne .
Korzystając z sezonu na szparagi postanowiłem wypróbować przepis z książki na „Szparagi w sosie jajecznym”. Co do szparagów może ciut za miękkie wyszły ale zjadliwe=)) Zresztą moja córka właśnie podesłała mi materiały jak zrobić to właściwie , pewnie jak przyjedzie do domu podszkoli mnie w gotowaniu szparagów. Gotowałem je po raz pierwszy w życiu ale nie ostatni. 









Za to sos wyszedł mi znakomity, niewiele składników, dość szybkie wykonanie . Od siebie dodałem odrobinkę ostrej papryczki  .



piątek, 18 marca 2016

Stare pojazdy z pałacu w ruinie....


Marzęcin to wieś położona niedaleko Zatonia właściwie to tak było do niedawna bo dziś w Wikipedii można przeczytać ,że „Marzęcin – część miasta i osiedle administracyjne Zielonej Góry, będące jednostką pomocniczą miasta. Do 31 grudnia 2014 roku wieś w gminie Zielona Góra. W latach 1975-1998 miejscowość administracyjnie należała do województwa zielonogórskiego. „




O samym Marzęcinie i jego historii po raz pierwszy usłyszałem na pierwszym Foto Day od redaktora Dariusza Chajewskiego tak to już bywa ,że przejeżdżamy przez jakąś miejscowość prawie codziennie i nie wiemy nic o jej historii. Marzęcin prawdopodobnie był dawniej częścią Zatonia wsi z folwarkiem i dworem , w której mieści się pałac a raczej ruiny pałacu żagańskiej księżnej Doroty de Talleyrand .


W Zatoniu właśnie odbywało się nasze pierwsze spotkanie miłośników fotografii i muszę się pochwalić ,że moja fotografia „zwyciężyła”. =)
 źródło Gazeta Lubuska

fot Gazeta Lubuska

fot. Gazeta Lubuska

Ale wracając do Marzęcina przeglądając stare fotografie znalazłem kilka fotografii dawnych powozów zrobionych właśnie w Marzęcinie kilka lat tremu . Może dawno już ich tam nie ma nie wiem … W każdym razie warto zobaczyć dawne pojazdy, które budziły zachwyt i były obiektem westchnień=)





piątek, 1 stycznia 2016

Kościół w Babimoście woj. lubuskie (fotografie)

Może nie wiele ma to wspólnego z mundurem , choć czyja wiem ?skoro ja jestem "mundurowy" .
Znajomy mojej żony no masz znowu dziwacznie brzmi w , każdym razie dziś Maciek pokazał fotografie z tego pięknego obiektu no to i ja wygrzebałem swoje stare bo z 2011 roku no to taka inspiracja powiedzmy broń Boże nie plagiat=))
źródło wikipedia "Miejscowość Babimost był własnością ojców cystersów z Obry, którzy sprawowali już w XIII wieku opiekę duszpasterską. W 1656 roku Szwedzi dwukrotnie zajęli Babimost. W dniu 6 maja 1656 Szwedzi spalili na stosie proboszcza ks. Wojciecha Turopiedskiego i wikariusza ks. Marcina Paluszkiewicza, a 26 sierpnia tegoż roku spalili miasto i wymordowali ludność. Parafia pw. św. Wawrzyńca w Babimoście, w roku 1918 liczyła 2 600 wiernych - w tym 2 000 Polaków. Do II wojny światowej babimojska parafia kanonicznie należała do Prałatury w Pile. Po wojnie znalazła się w granicach administracji apostolskiej w Gorzowie Wlkp. Od roku 1992należy do diecezji zielonogórsko-gorzowskiej."


















Jet też maleńka kapliczka w Babimoście...